31 urodziny KSIAŻKOWEJ MAMY - lista prezentów :)



25 sierpnia 1987 roku przyszłam na świat, podobno gdzieś około 14 godziny. Nie wiem jakie plany mieli dla mnie moi rodzice. Ale wiem jakie plany mam dziś ja. I choć urodziny obchodzę po raz 31 to dopiero w tym roku dokładnie wiem, że są rzeczy które jeśli otrzymałabym w prezencie była bym bardzo zadowolona. Oto moja mała lista marzeń urodzinowych:


1. Blanka LIPIŃSKA "356 dni"




2. Remigiusz MRÓZ "Kontratyp"


3. Katarzyna MICHALAK "Ścigany"


A Wy gdybyście mieli urodziny to jakie prezenty byście chcieli dostać? 





POZDRAWIAM











HEJTERZY to nie postacie wirtualne - oni istnieją na prawdę!



Co to jest HEJT?
Według internetowego słownika www.miejski.pl słowo HEJT to:

Negatywna opinia na tematy związane z wyglądem osoby, zachowaniem danej osoby lub grupy, jej pracą i twórczością, wydarzeniami. Za genezę hejtu uznaje się fora dyskusyjne lub obszary do komentowania w Internecie, a swoją polską nazwę zawdzięcza od angielskiego słowa 'hate', czyli nienawidzić, nienawiść. Choć w Internecie hejt jest najczęściej spotykany, to można go również zaobserwować w świecie rzeczywistym. Hejt może być anonimowy (najczęściej), a także jawny. Hejt jest zjawiskiem negatywnym i niepożądanym, szczególnie dla osób, w których stronę kierowane są takie opinie. Hejt tworzony jest przez Hejterów. Czasami hejtowane osoby mogą doznać nieprzyjemnych uczuć, depresji, obrazy, złości itd. co z kolei może odbić się źle na ich psychice i twórczości, natomiast hejtująca osoba zwykle nie osiąga żadnych korzyści z hejtu, choć może zyskać świadomość, że komuś dokuczyła swoim zachowaniem lub poczuje się lepiej ze względu na zauważenie jakiejś niedokładności, niedoskonałości itp. Hejt może także być traktowany jako wyznacznik popularności, gdyż w dużym gronie osób obserwujących lub komentujących zawsze zdarzy się osoba o silnie negatywnym nastawieniu.

I ja się z tym zgadzam w 100 %, jednak w 90 % przypadków większość definiuje hejtera jako kogoś kto hejtuje w Internecie. Niestety mamy czasy takie a nie inne i nasza rzeczywistość przeniosła się do Internetu. Jednak to duży błąd. Uważam, że hejterzy istnieją wśród nas od zawsze i pozostaną na zawsze. Jeszcze przed powstaniem sieci Internet w naszych życiach pojawiał się ktoś komu sprawiało przyjemność wytykanie naszych wad, niedoskonałości czy braków np. materialnych.

W słowniku między innymi Wikipedii słowo HEJT jest określony jako słowo pochodne od słowa z Języka Angielskiego - "hate" czyli nienawiść. Ja jednak nie do końca z takim określeniem się zgodzę. Dlaczego? Bo jestem osobą nad wyraz tolerancyjną i wyrozumiałą, a może naiwną. Wierzę w to, że ludzie nie są źli, oni po prostu nie są szczęśliwi i hejtowanie nie ma tu nic wspólnego z nienawiścią a raczej słabością.

Skąd w ogóle taki wpis na moim blogu?

Dzięki współpracy z Wydawnictwem "Otwarte" otrzymałam do recenzji najnowszą powieść Emily Giffin "Wszystko, czego pragnęliśmy". Mój blog jest o książkach, ale nie ma na nim zwykłych recenzji a zawsze moje własne, osobiste przemyślenia. I po przeczytaniu powieści uświadomiłam sobie, że hejt dotknął mnie w latach "młodości" i obecny jest również teraz w życiu moich dzieci. I co najgorsze w tym jest to, że najwięcej jest go nie w Internecie tak jak myślimy a w szkołach. Dodatkowo niestety o ile jego występowanie w Internecie jest nagłośnione i są organizowane różnego rodzaju akcje, by temu przeciwdziałać. To o hejcie w śród uczniów w szkole na co dzień nie mówi się wcale. Co mnie osobiście przeraża.

Za chwilę skończę 31 lat, niestety taka moja uroda, że od urodzenia choruję na "zeza". Dziś rozumiem, że to choroba i taki mój urok. Niestety kiedy miałam 7, 10 czy 16 lat ta choroba była dla mnie "karą". Już w pierwszych dniach szkoły moja wada została zauważona i wykorzystana do wyzywania mnie, drwin i wyśmiewania. Pamiętam też, że nikt w szkole nie zareagował na takie zachowanie wobec mnie a ja po prostu się wstydziłam to gdziekolwiek zgłosić. Żaden nauczyciel nie zareagował dają tym samym przyzwolenie na takie zachowanie.

Obecnie edukacja w dużej mierze zwróciła uwagę na tolerancje osób w jakimś sposób niepełnosprawne. Dużo się o tym mówi. A jednak hejt występuje i pewnie długo jeszcze będzie. Co ciekawe w dużej mierze hejterzy wybierają na ofiary osoby "biedne". Widać w szkole wyraźne granice ekonomiczne. Co również jest bagatelizowane przez środowisko szkolne. A wręcz często w szkołach można zauważyć zjawisko "wyróżnienia" uczniów z powodu zamożności rodziców.

To tylko kilka przykładów hejtu występującego w życiu codziennym w szkole. Wynika z tego, że hejtowanie nie dotyczy tylko Internetu! A raczej do Internetu jest przenoszone z życia codziennego. I jest tylko i wyłącznie kolejną metodą do "dręczenia".

Co straszniejsze w dzisiejszych czasach dzieci w pierwszej klasie podstawówki potrafią "słabszego" tak "zhejtować", że ja jako rodzic jestem przerażona. Kiedyś dzieci wytykały innym, tak jak mi widoczne niedoskonałości jak choroba oczu, czy krzywy nos. Dziś dzieci oceniają innych przez pryzmat tańszego plecaka, niemarkowych ubrań, czy tego, że nie mają telefonu. Dostają narzędzia takie jak telefony komórkowe, które z łatwością służą im do upokorzenia innych nagranym filmem ośmieszającym, czy zdjęciem. Wszystko co trafia do Internetu od razu staje się "popularne" i zwiększa siłę ośmieszenia. Ale nie można zapominać, że to nie bierze się z Internetu a do niego trafia.

O czym pisze Emily Giffin w powieści "Wszystko, czego pragneliśmy".

A no pisze o znęcaniu się bogatszych na biedniejszymi. Pokazuje, że osoba zamożna myśli, że ma prawo ośmieszyć osobę mniej zamożną, czy pochodzącą z innego kraju.  Że dziecko bogatych rodziców ma prawo żartować sobie z biedniejszego i ma prawo myśleć, że nie spotka go za to kara, bo jego rodzić jest znany a on sam jest popularny. Porusza bardzo ważny temat molestowania kobiet i wykorzystywania ich seksualnie.

Mi osobiście książka bardzo się podoba. Lecz nie mi ją oceniać, bo każda powieść jest pisana dla czytelników. Emily w książce poruszyła bardzo ważny temat, zarówno dla nas kobiet jak i każdego człowieka. Jeśli jesteście ciekawi tego na co Emily Giffin zwraca uwagę to ją przeczytajcie. A potem zastanówcie się nad sobą i swoim postępowaniem. Bo każda książka czy to poradnik, czy książka obyczajowa a nawet kryminał wiąże się z jakimś morałem. Dla każdego człowieka będzie miał on inne znaczenie. Dlatego i tym razem zachęcam Was do samodzielnego przeczytania a potem samodzielnej refleksji, a nawet oceny.

Ja po przeczytaniu książki miałam kilka refleksji. Główna, była taka jak zmienić ludzi, by hejt przestał występować. Zastanowiłam się również nad tym co mogło by zostać zmienione w szkołach by zapobiegać hejtowaniu.



Emily Giffin 
"Wszystko, czego pragnęliśmy"
Nina należy do elity i u boku bogatego męża prowadzi wygodne życie, jakiego zawsze pragnęła. Ich syn Finch właśnie dostał się na wymarzone studia w Princeton.
Tom jest samotnym ojcem i pracuje od rana do nocy. Rozpiera go duma, gdy jego córka Lyla dzięki stypendium zaczyna naukę w prywatnym liceum. Dziewczyna usilnie stara się dopasować do obcego jej otoczenia, choć latynoska uroda odziedziczona po matce wcale jej w tym nie pomaga.
Światy Niny i Toma zderzają się gwałtownie, gdy w szkole wybucha skandal obyczajowy z udziałem ich dzieci.
Pośród piętrzących się kłamstw bohaterowie będą musieli przemyśleć relacje z najbliższymi i odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: czego naprawdę pragną?

Więcej o książce możecie przeczytać tu: https://goo.gl/JKdSpr


Pomyślałam sobie, że gdyby w szkole wprowadzić zajęcia z psychologiem i wykorzystać materiały dostępne w np. Internecie o tym jak niekiedy niewielki żart może wyrządzić krzywdę drugiemu człowiekowi to może i pokolenie dorastające umiało by spojrzeć na hejt inaczej. Dodatkowo mam osobiste wrażenie, ze hejt, który z Angielskiego znaczy "nienawisć" w szkołach jest tematem tabu. Główną metodą walki z hejtem jest rozmowa o nim. Udawanie, że problemu nie ma potęguje falę nienawiści.
Po głębszym zastanowieniu dotarło do mnie również, że kolejnym tematem tabu w szkole jest temat wykorzystywania seksualnego kobiet. Widać ogromne braki w edukacji młodzieży na tematy przekraczania granic osobistych człowieka. A tak zwana "godzina wychowacza" nie spełnia swojej roli w żadnym aspekcie od wielu lat.

Jakiś czas temu na moim Instagramie ( https://www.instagram.com/ksiazkomama/) zorganizowałam #konkurs w którym poprosiłam Was o napisanie swoich pomysłów na walkę z hejtem w szkole. Podaliście na prawdę masę ciekawych pomysłów. Najbardziej jednak spodobał mi się ten:

Moim zdaniem w szkołach powinny być prowadzone jakieś zajęcia na temat hejtowania, na temat Interentu itp. Cały świat krąży teraz wokół wirtualności. Młodzi często nie zdają sobie sprawy, że mogą bardzo urazić inne osoby. Sposobem na rozwiązanie tego problemu mogą być szczere rozmowy z rodzicami. Jeśli sytuacja zabranie też za daleko, dziecko często może być przytloczone tym wszystkim, może czuć się nie lubiane. A jak powszechnie wiadomo ludzie najwięcej wypowiadają się przez wiadomości, komentarze. Natomiast w cztery oczy już nie umią powiedzieć tego samego. Jeśli już dana osoba spotka się z taką sytuacją powinna olać hejtera i się nim nie przejmować. Może nie jest to dla wszystkich łatwe, ale warto spróbować.

Autorem jest @polish_book123

Gratulacje!!


POZDRAWIAM!!


"SKAZA" kryminalna powieść z CHEŁMŻĄ w tle - rozmowa z autorem Robertem MAŁECKIM


foto: Piotr Jasiński Photography



Kiedy dotarła do mnie wiadomość, że jeden z moich ulubionych autorów kryminałów Robert Małecki wydaje książkę z moim rodzinnym miastem od razu wiedziałam, że nie mogę tego przegapić. Od razu również wiedziałam, że muszę przeprowadzić z autorem "wywiad", bo przecież taka okazja się nie zdarza. Nie na co dzień zostaje wydana książka której akcja dzieje się w mieście w którym mieszka się od urodzenia, prawda? A na dodatek o ile mieszka się w Warszawie to takie sytuacje są codziennością, to w Chełmży pojawia się po raz pierwszy. No powiedzmy, że mieścina pod Toruniem miała już swój debiut w filmie "Belfer" i pojawiła się też w książce "Potępiony umysł" Sandry Fesser. Ale w powieści Roberta Małeckiego mamy ten swój pierwszy raz. I z tego co wyjawia mi autor podczas naszej rozmowy nie ostatni :)

Zapytałam więc autora powieści "SKAZA", która ma swoja premierę 5 września jak to się stało, że wybrał właśnie Chełmżę. Przeczytajcie, co mi odpowiedział. 

Panie Robercie jest Pan z Toru­nia odda­lonego od Chełmży o około 25 km. Mimo, że mia­sta nie są od sie­bie odda­lone zbyt mocno to Chełmża zawsze jed­nak stoi w cie­niu więk­szego mia­sta. Co zatem spo­wo­do­wało, że miej­scem fabuły naj­now­szej książki wybrał Pan jed­nak małą Chełmżę?

Właściwie to mieszkam pod Toruniem na terenie gminy Zławieś Wielka, ale całe moje życie, mimo iż urodziłem się w Łodzi, było związane z Toruniem. Zmiana miejsca akcji moich powieści wiązała się z inną, nadrzędną zmianą – powołaniem do życia nowego bohatera, komisarza policji Bernarda Grossa. Chciałem żeby pracował w niewielkim mieście, a jednocześnie żal mi było „literacko” opuszczać Toruń. Szukałem więc miejscowości w kujawsko-pomorskim. A potem obejrzałem serial „Belfer” i przypomniałem sobie Chełmżę z czasów, kiedy jeździłem tam na tak zwane dyżury reporterskie. Pracowałem wtedy w toruńskim dzienniku „Nowości” i co tydzień przygotowywałem jedną stronę poświęconą informacjom z Chełmży. Raz nawet mój tekst wraz ze zdjęciem trafił na pierwszą stronę gazety, co było wówczas dla mnie, dziennikarza raczkującego w zawodzie, powodem do dumy. I tak oto, stwierdziłem, że czas na kolejny, tym razem „literacki” powrót do Chełmży, miasta, które bardzo polubiłem. Ale dodam, że niewielka odległość między Chełmżą a Toruniem, a także to, że komisariat policji w Chełmży jest podległy służbowo Komendzie Miejskiej Policji w Toruniu powoduje, że mój bohater często odwiedza Toruń. Są jeszcze inne powody, ale o tym na razie milczę.

Czy może Pan zdra­dzić, które miej­sca w Chełmży pod­czas rese­ar­chu zadzia­łały na Pana wyobraź­nię naj­moc­niej?

Do Chełmży wybrałem się z Michałem Kadlecem, który wkrótce zadebiutuje kryminalnymi opowiadaniami o Toruniu. Była zima, jezioro zamarzło. Zaparkowałem samochód przy ulicy Plażowej, bo od początku wiedziałem, że mój bohater będzie mieszkał w bloku z widokiem na jezioro, a więc przy Kościuszki 40. Przeszliśmy się po drewnianym pomoście w kierunku Starówki i tam zaczęły się dziać dla mnie rzeczy niezwykłe. Od razu pokochałem niektóre miejsca – nie chcę zdradzać, o które chodzi, żeby nie psuć niespodzianki. Część z lokalizacji z pewnych względów musiałem też wymyślić, część jedynie naszkicowałem, gdzieniegdzie zmieniałem układ budynków. Wiernie za to starałem się przedstawić budynek komisariatu, który mogłem odwiedzić dzięki uprzejmości komendanta.




Pana wcze­śniej­sze powie­ści to serie kry­mi­nalne, czy Skaza ma szanse na kon­ty­nu­acje?

Faktycznie, wcześniej napisałem trylogię z dziennikarzem Markiem Benerem, której główną osią fabularną była zagadka zaginięcia żony głównego bohatera. Tym razem stawiam raczej na cykl powieściowy, a więc ten sam bohater, to samo miejsce, ale różne zagadki kryminalne. Jedna w każdym tomie. Druga część cyklu rodzi się właśnie w mojej głowie, jestem już po kolejnym spacerze zapoznawczym i tym razem dzięki Darkowi Łubkowskiemu, człowiekowi oddanemu Chełmży w stu procentach, poznałem nowe, atrakcyjne dla mojego kryminału lokalizacje. Był to znakomicie spędzony czas.


Jak to zaczęło się z tym Pana pisa­niem wia­domo, ale co spra­wiło, że uwie­rzył Pan, że jed­nak to co Pan pisze może podo­bać się czy­tel­ni­kom?

Nie wiem czy w ogóle w to uwierzyłem! Za każdym razem kiedy wydaję powieść, odczuwam podskórny lęk. Pamiętaj, jak niemal dwa lata temu ukazał się mój debiut i jak się wtedy bałem o tę pierwszą opowieść o toruńskim dziennikarzu Marku Benerze. Bałem się o to jak zostanie przyjęta. Później bałem się o to, czy druga część spełni oczekiwania Czytelników. A kiedy zabrałem się za trzecią część, wówczas zacząłem martwić się o to, jak zostanie przyjęty finał trylogii. I kiedy już właściwie mógłbym przestać się bać i pisać kolejne tomy o Benerze, pomyślałem sobie, że to najlepszy czas, żeby „złamać” się pisarsko. Poczułem chęć napisania zupełnie innej powieści kryminalnej z nowym bohaterem i miejscem akcji. No i teraz, tuż przed premierą, która przypada na 5 września, boję się chyba najbardziej.


Jak wia­domo Pana pierw­sza książka w nakła­dzie 5 egzem­pla­rzy ni­gdy nie ujrzy „świa­tła dzien­nego". Czy w innych powie­ściach poja­wiają się jakieś punkty styczne z tej pierw­szej, czy raczej tamta fabuła została ukryta wraz z książką w sza­fie?

Moja pierwsza powieść, którą napisałem, czyli „Splot”, rzeczywiście zalega u mnie w szafie. Boję się wziąć ją do ręki i przeczytać chociażby jedno zdanie. Jednakże była to dla mnie ważna powieść po pierwsze dlatego, że uwierzyłem w swoje możliwości – a raczej w to, że mogę „wysiedzieć książkę”, czyli mówiąc inaczej: poświęcić kilka miesięcy życia na napisanie historii, która ma swój początek, rozwinięcie i koniec. Nic to, że wszystko było miałkie jak mąka. Najważniejsze, że właśnie wtedy pojawił się na kartach powieść mój bohater Marek Bener. Był i przetrwał ze mną siedem lat do właściwego debiutu, czyli do powieści „Najgorsze dopiero nadejdzie”. 





Pana książki z serii z Markiem Benerem osiągnęły dużą popularność wśród czytelników. Czy rozważa Pan jeszcze kolejne powieści, czy na prawdę to już koniec? 

Na razie będę w tej sprawie milczał (śmiech). Marek Bener, po tym co przeszedł powinien jakiś czas odpocząć. Natomiast zdaje się, że Bernard Gross ma pełne ręce roboty…


Foto: Wydawnictwo Czwarta Strona
 
Wszystko więc wskazuje na to, że moja Chełmża na jakiś czas będzie miasteczkiem pełnym kryminalnych zagadek z powieści Pana Małeckiego. Co nie powiem bardzo mnie cieszy. Już niebawem zarówno ja jak i Wy będziecie mieć możliwość przeczytania książki. A nie ukrywam jestem jej bardzo, ale to bardzo ciekawa. A wy?

Serdecznie dziękuję autorowi za poświęcony mi czas i tak obszerne odpowiedzi na moje pytania. Hmmm... jest to mój debiut w wywiadzie i jestem zaskoczona, ze udało się coś z tego stworzyć. Ale i zarówno bardzo dumna. Niebawem pojawi się na moim ksiażkowym blogu recenzja powieści.
W tajemnicy Wam powiem, ze Pan Robert planuje również kolejną wizytę w miasteczku nad Jeziorem Chełmżyńskim. Mam nadzieje, że wtedy to ja rodowita mieszkanka pokarze mu jeszcze mroczniejsze miejsca co Pan Łubkowski. 



POZDRAWIAM I DZIĘKUJĘ!!






KATARZYNA MICHALAK "GWIAZDKA Z NIEBA" - RECENZJA



Książki Katarzyny Michalak mam na swojej półce od maja. Otrzymałam je w ramach współpracy z pisarką. Prawda jest taka, że przez te wszystkie miesiące miały tylko miejsce na mojej książkowej półce. Zawsze jeśli sięgałam po "czytadło" to było to całkiem coś innego. W sumie pewnie dlatego, że ostatnio jestem zafascynowana kryminałami. Ale nadszedł urlop, kryminały się skończyły a w miejskiej bibliotece nie pojawiły się żadne NOWOŚCI. Pokusa przeczytania kolejnej książki była silniejsza i wreszcie z mojej półki sięgnęłam po GWIAZDKĘ Z NIEBA. Klimatycznie urlop miałam na początku sierpnia - załapałam się na + 35 i ta Świąteczna książka mogła być dla mnie ochłodzeniem. A jednak zamiast mnie schłodzić okazało się, że rozgrzała moje serce do CZERWONOŚCI i dziękuję Pani Kasi, że podczas naszej krótkiej współpracy zadbała o to by jej powieści jednak na mojej półce się znalazły. Bo czuję, że na TRYLOGII MAZURSKIEJ przygoda moja się nie skończy :)
GWIAZDKA Z NIEBA to cudowna opowieść o młodym chłopaku z WARSZAWY. Który po śmierci ukochanej Mamy został wyrzucony z rodzinnego mieszkania. Urzekło mnie to, że Autorka nawiązuje do 'DZIKIEJ REPRYWATYZACJI" i wspomina w powieści JOLANTĘ BRZESKĄ, która w walce z czyścicielami kamienic padła ofiarą okrutnej zbrodni. Przyznaje, że dzięki temu Pani Katarzyna zyskała u mnie ogromny szacunek.
Nataniel 6 lat temu podczas akcji ratunkowej w górach uległ wypadkowi. Od tej chwili jest niepełnosprawny. Kolejną rzeczą na jaką zwróciłam uwagę to to, że mimo swojej chorej nogi pracuje jako grafik oraz projektant stron internetowych. To dowód na to, że w dobie internetu mamy możliwość zarobkowania mimo pewnych niepełnosprawności.
Główny bohater po eksmisji z mieszkania w Warszawie udaje się na Mazury gdzie na swojej drodze spotyka cudowną kobietę - Martę, która oferuje mu dach nad głową. Los bohatera jednak nie jest taki cudowny jak może się wydawać. Mimo wszystko książka jest potwornie pozytywna i pokazuje nam, często ludziom którzy nie dostrzegają pozytywnych rzeczy w naszym codziennym życiu jakie spotykają nas każdego dnia. Książka daje nadzieje... za co Pani Katarzynie Michalak dziękuję! I już jestem w trakcie czytania "Promyk Słońca", bo przecież nie może być inaczej...




POZDRAWIAM!




instagram