PAULINA ŚWIST "KARUZELA" - RECENZJA [PRZEDPREMIEROWO]



Premiera najnowszej powieści PAULUNY Świst już niebawem, bo 14 listopada 2018 roku. 
Mimo to dzięki mojemu urokowi osobistemu otrzymałam książkę jeszcze przed premierą, co bardzo mnie ucieszyło. Oczywiście, kochany Świst się do tego przyczynił za co dziekuję. 
Ale dziekuję też Wydawnictwu AKURAT za przesyłkę. 


Jak już wiecie Książkowa Mama jest fanką ksiażek ŚWISTA już od JEJ pierwszej powieści PROKURATORA, którym tajemnicza autorka debiutowała i zyskała moje uznanie. 
W tej serii ukazały się trzy części, które oczywiście pochłonełam jednym tchem.




Ponieważ jej debiutancka seria bardzo przypadła mi do gustu, to nie mogło być inaczej jak to, że byłam ciekawa nowej. I już teraz Świście Ci mówię "KARUZELA" to bomba!

Przyznam się, że dowiedziawszy się, że jest to nowa seria pomyślałam, że szkoda, bo Kinga, Łukasz i reszta paczki byli fajni. Pomyślałam, że szkoda, że już się z nimi rozstanę. 
I co? I Świst znów mnie zaskoczył!
Biorę ksiażkę, zaczynam czytać i co? Okazuje się, że Piotrek - główny bohater nowej serii udaje się do kancerarii "Błońska i Płonka" w Katowicach. Gdzie seksowna adwokat Kinga wita Piotra jako dawnego kumpla ze studiów i karze swojej sekretarce zadzwonić do Pana Prokouratora Zimnego, by go poinformować, że wróci do domu póżno :) Czyli moja ukochana para nadal jest razem. 
Co prawda, ciekawa jestem jak im się układa, ale może i tego niedługo sie dowiem, bo przecież szanowny, niedoszły braciszek wciaż coś w pierdlu knuje... 

ZROBIŁAŚ MI DZIEŃ ŚWIŚCIE !

Ale wracając do "Karuzelii"...

Olka, Piotr i Teo wpadają na pomysł rozkręcenia „karuzeli” – nielegalnego, ale szalenie dochodowego interesu, który w razie powodzenia zapewni im życie, o jakim do tej pory mogli tylko marzyć. Przedsięwzięcie wiąże się wprawdzie ze sporym ryzykiem, ale znajomość środowiska przestępczego oraz umiejętność wykorzystywania luk w prawie to ogromne atuty. Poza tym doskonale wiedzą, że taka szansa może się już nie powtórzyć. Stawka jest wysoka, w grę wchodzą dziesiątki milionów złotych. Pieniądze płyną wartkim strumieniem, a między Olką i Piotrem nawiązuje się ognisty romans. Wszystko idzie jak po maśle. Do czasu…

... KIEDY Prokuratura zatrzymuje Olkę i Teo a Piotrek za namową swojej "kochanki" ucieka i ... i to sobie musicie przeczyctać sami. 

W końcu ta recenzja jest przed oficjalną premierą więc nie zdadzę Wam nic więcej z treści, bo popsuję Wam oczekiwanie na powieść. Ale jedno jest pewne. Kto czeka ten nie będzie załował :D

Choć na przedniej okładce tym razem nie ma ostrzeżenia:

OSTRY SEX | OSTRY JĘZYK | OSTRA JAZDA

To powiem Wam, że najważniejsze, ze znalazło się to na tylniej. 

Bo ostra jazda jest i to bez trzymanki
"Rżnięcie" a jakże...  
Teksty powalają! 
Kocham Cię Świście, wiesz :) 

I ciekawa jestem czy na codzień też tak się zwracasz do ludzi... hahahaha :D
Jak tak, to stawiam Ci #piwo !


I znów się powtórzę, bo to mój blog i moja recenzja i mogę!
Lubię ksiażki Pauliny Świst - WSZYSTKIE!
Karuzela mnie poraz kolejny zaskoczyła i rozkochała. To ksiazki które lubię. Czyta się je jednym trzem, bohaterzy są życiowi i łatwo jest się do nich utorsamić. A jak by ktoś miał problem z natrętną lasą przy swoim facecie to tu znajdziecie receptę jak skutecznie sobie z nią poradzić. 

Moja ocena ksiażki to po raz kolejny

10 /10

Tylko szkoda, że znów pochłonęłam ją w takim szybkim czasie. Ale liczę, że Świst nie próżnuje i pisze już kolejną część, bo ciekawość mnie zerzre w całości. 
Jak nie chcesz mieć mnie na sumieniu Paulinko to rusz... ups :) Poniosło mnie!

A więc tak! Kto czytał wcześniejsze ksiażki (ma szczęście!) niech sięga po KARUZELĘ!
Kto nie czytał (udam, ze nie widzę lasu rąk) niech się nie opi.... i bierze do czytania a potem sięga po KARUZELĘ bo WARTO.

Czy taka rekomendacje Cię satysfakcjonuje? 
Nie ma wyjscia i tak ją już opublikowałam :)


POZDRAWIAM!





KARUZELA - zapowiedź najnowszej książki PAULINY ŚWIST



Sprzedała już ponad ćwierć miliona egzemplarzy swoich powieści. Tajemnicza debiutantka, która nigdy nie pokazała twarzy i nie zdradziła prawdziwego nazwiska. Największe objawienie polskiego rynku wydawniczego ostatniej dekady. Paulina Świst tej jesieni zaskoczy po raz kolejny. „Karuzela” to pierwsza część zupełnie nowego cyklu. 

Premiera 14 listopada.



Są przystojni, dobrze ubrani i przebojowi. Brak im jednego – dużych pieniędzy. Tak dziś zaczynają się historie o największych kryminalnych sprawach. I właśnie nie gangsterzy w dresach, lecz prawnicy w garniturach są bohaterami nowej powieści Pauliny Świst. Olka, Piotr i Teo wpadają na pomysł rozkręcenia „karuzeli” – nielegalnego, ale szalenie dochodowego interesu, który w razie powodzenia zapewni im życie, o jakim do tej pory mogli tylko marzyć. Przedsięwzięcie wiąże się wprawdzie ze sporym ryzykiem, ale znajomość środowiska przestępczego oraz umiejętność wykorzystywania luk w prawie to ogromne atuty. Poza tym doskonale wiedzą, że taka szansa może się już nie powtórzyć. Stawka jest wysoka, w grę wchodzą dziesiątki milionów złotych. Pieniądze płyną wartkim strumieniem, a między Olką i Piotrem nawiązuje się ognisty romans. Wszystko idzie jak po maśle. Do czasu…

Okazuje się, że nawet najlepszy plan może zakończyć się fiaskiem. Niespodziewanie ktoś zaczyna eliminować członków grupy. Na jaw wychodzą mroczne i bolesne tajemnice sprzed lat. Bohaterowie będą musieli wiele zaryzykować, żeby nie spędzić za kratkami reszty życia. W skomplikowaną intrygę kryminalną zostaną wciągnięte również Lilka i Kinga, dobrze znane czytelnikom z poprzednich powieści Pauliny Świst. Tym razem nie odegrają głównych ról, ale – co chyba nikogo nie zdziwi – mocno zaznaczą swoją obecność.

Karuzela” to kolejny mocny tytuł w dorobku najgłośniejszej polskiej debiutantki ostatnich lat. Paulina Świst porywa setki tysięcy czytelników, umiejętnie łącząc brawurowy kryminał ze śmiałą erotyką i tajemnicami prawniczego świata. Specjalizująca się w prawie karnym autorka prowadzi nas po meandrach przestępczego półświatka, w którym przetrwać mogą tylko ludzie pozbawieni skrupułów, dla wielkich pieniędzy gotowi położyć na szali cudze, a nawet własne życie.


Paulina Świst – pseudonim literacki adwokat urodzonej w 1986 roku w Gliwicach. Absolwentka prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim, prowadzi kancelarię adwokacką we Wrocławiu. Pełniła i pełni rolę obrońcy w wielu postępowaniach sądowych: od spraw drobnych kradzieży, aż po procesy zorganizowanej przestępczości. Prywatnie pasjonatka piłki nożnej, Long Island Iced Tea oraz wojennych gier komputerowych. 


WYDAWCA KSIAŻKI


Autorka: Paulina Świst
Tytuł: „Karuzela
Data premiery: 14.11.2018
Wydawnictwo: Akurat

Sylvia Day Dotyk Crossa - recenzja


Na ogół jestem fanką kryminałów, ale zawsze są jakieś odchyły od normy. U mnie takim odchyłem jest czytanie takich książek jak „50 twarzy Greya” czy ostatnio 365 dni Blanki Lipińskiej




Idąc tym tropem skończyłam w końcu na książkach Sylvii Day i jej Crossie. I choć w Christianie Greyu kocham się do dziś to Cross może być moim drugim kochankiem. Zdecydowanie!
I może ktoś powie, że tego typu książki są płaskie itp. bo tak przecież piszę się o Greyu, czy ostatnio o powieści Lipińskiej. To mnie te opinie wcale nie interesują. 

Sylvia Day Dotyk Crossa — recenzja


Zawsze czytam to co chce i zawsze piszę o tych powieściach to co czuje. 
A do Dotyku Crossa przylgnęłam ponad 2 tygodnie temu i trwam w bajce Evy i Gideona rozpalona do czerwoności. Książka dla mnie ma być relaksem i odskocznią od codzienności. A jeśli czytając wieczorem taką książkę zasypiam i budzę się zrelaksowana i rozmarzona to czego chcieć więcej.
Wiem, że erotyki nie każdemu się podobają. Prawo takie! Ale jak wiemy, że ostre rżnięcie nam się nie podoba to może omijamy te książki, co? Ja nie lubię fantastyki i jej nie czytam – proste.

Recenzja nie będzie długa, bo niestety jest początek miesiąca i obowiązki zawodowe wzywają. 
A do tego książki Sylvii Day wciąż czekają w kolejce nie ma co tracić czasu. To, że napiszę, ze wczoraj prawie wpadłam pod samochód idąc z nosem w telefonie (mam tam ebooka) mówi samo za siebie. Ale dla Crossa warto :D


Kto czytał? A kto jeszcze nie?
Jaki gatunek książek czytacie?





BLANKA LIPIŃSKA "365 DNI" - Recenzja



Na okładce widnieje napis "Ojciech chrzestny i Pięćdziesiąt twarzy Greya w jednym"

Jednak czy ja wiem! Połączenie ojca mafii z dominującym Greyem jakoś nie do końca mi tu pasuje. Powieść o słynnym Christianie Greyu i Anastazji znam na pamięć, można powiedzieć, ze jestem nałogowcem tej trylogii. O ile miłość tych dwojga w jakim stopniu mnie zahipnotyzowała to tu jakoś nie do końca takie porównanie mi pasuje. Bardziej bliższa historia jest mi do powieści Katarzyny Michalak "Mistrz" niż do E.L. James.

Co nie znaczy, że powieść mi się nie podoba, bo przeczytałam ją jednego wieczoru i po rozpoczęciu już nie zasnęłam. Siedziałam w czytnikiem w wannie, robiłam kolacje dla dzieci. Po czym na chwilę go odłożyłam czekając aż mój mężczyzna zaśnie i wymknęłam się nocą by powieść dokończyć. Odbiło się to workami pod oczami, ale powiedzieć muszę, że było warto. 
Na grupach od jakiegoś czasu opinie o książce "365 dni" Blanki Lipińskiej nie są pochlebne, ale o Greyu też tak piszą, więc nie ma co się zniechęcać. Z resztą ja nie sięgam po książki tylko te które mają fajne recenzje. Książkę czytam i sama sobie ją ocenię. Bo ile książek ile czytelników tyle opinii.


"Obrzydliwie romantyczna, skrajnie prawdziwa i inspirująca...."


Tu znów mam wątpliwości, bo ile jest obrzydliwie romantyczna, inspirująca to czy prawdziwa?
Chyba jednak takie historie się nie zdarzają, a przynajmniej ja w nie nie wierzę. Ale, po to jest książka by nam tą wyobraźnię pobudzić. I nie będę ukrywać, że to autorce się udało...


Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół, wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny, dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie przystojny, młody Don – Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy prawie umarł – a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą zobaczył.


Massimo daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i została z nim.



Historia nieźle mnie nakręciła, oj tak! Jako kobieta chciałabym sama przeżyć taką historię jak bohaterka. Przecież każda kobieta wgłębi siebie marzy o tym by zostać porwana przez przystojnego Włocha. Nie wspomnę już o tym, że każda z nas chciałaby być tak pożądana przez mężczyznę. Przecież to normalne, takie już jesteśmy! Przecież każda z nas czytając Greya chciała dostać od niego kilka klapsów. 
Warto czasami taką historię przeczytać i się rozmarzyć, za marzenia się nie płaci. A książka świetnie działa na kobiecą wyobraźnię. Przynajmniej na mnie tak zadziałała. 
Moja osobista recenzja jest na TAK! Czekam już 2 tom, który ukaże się w listopadzie. 
Kto jeszcze nie sięgnął po książkę "365 dni" polecam. 
Kobietki niech Wam fantazja zaszaleje, bo przecież może, prawda?


POZDRAWIAM!




ZBIGNIEW ZBOROWSKI "KRĘGI" - RECENZJA




Możliwość przeczytania książki otrzymałam od Wydawnictwa ZNAK 
za co bardzo DZIĘKUJĘ!!



Książka dotarła do mnie jeszcze przed premierą 5 września. Jednak na przeczytanie też trzeba mieć czas, by recenzja była rzetelna. Szczerze to pierwsze co wspominam po jej otrzymaniu to fakt, że dotarła do mnie otwarta. Czyli pewnie pierwszą osobą jaka ją przeczytała był mój osiedlowy LISTONOSZ :) Ciekawe, czy mu się podobała? Musze zapytać...



Akcja książki to typowy kryminał, czyli to co lubię najbardziej.
W parku w Warszawie zostaje znalezione ciało młodej dziewczyny z obciętymi dłońmi. Rusza policyjne śledztwo. Szybko okazuje się, ze zbrodnia wygląda bardzo podobnie do zbrodni która ma miejsce w 1992 roku. Czy podobieństwo oznacza, że zabójstwa coś łączy?

W tym samym czasie były policjant a obecnie prywatny detektyw, bohater wcześniejszej powieści Zbigniewa Zborowskiego - Bartosz Konecki przyjmuje dziwne i nielegalne zlecenie na obserwacje gwiazdy filmowej. Mimo, że zlecenie jest podejrzane, detektyw zmuszony problemami finansowymi przyjmuje zlecenie. Początkowo zlecenie wygląda jak zlecenie od zazdrosnego męża, jednak szybko akcja nabiera tępa i zlecenie nie jest już takie oczywiste. Konecki zostaje wplątany w splot wydarzeń z których na pewno ktoś nie wyjdzie cało. 

foto: empik.pl


"KRĘGI" Zbigniewa Zborowskiego to świetny kryminał, dokładnie taki jak lubię. Rozbudzona po przeczytaniu "Skazy" Małeckiego świetnie utrzymała mnie w klimacie tajemnic z przeszłości. Książkę czytało się szybko i łatwo mimo wartkiej akcji. 
Dla fanów kryminału książka powinna znaleźć się na półce jako OBOWIĄZKOWA!

To kolejna książka którą z całego serca polecam!

I tez jestem ciekawa Waszych recenzji.

A tym czasem wracam do czytania kolejnej części serii z Chyłką, bo dziś wyszła na jaw informacje o tym, że TVN rozpoczyna pracę nad serialem z kultową prawniczką. 

POZDRAWIAM!








ROBERT MAŁECKI "SKAZA" - RECENZJA [PRZEDPREMIEROWO]



Premiera powieści kryminalnej "SKAZA" ROBERTA MAŁECKIEGO już niebawem, 
bo 5 września. Ja już jestem po tej książce. Głównie dlatego, że akcja dzieje się w moim rodzinnym mieście CHEŁMŻY, ale też dzięki temu, że egzemplarz jeszcze przed premierą otrzymałam dzięki 
WYDAWNICTWU:


Za otrzymany egzemplarz książki DZIĘKUJĘ!

Kiedy dowiedziałam się o tym, że Robert Małecki wydaje powieść z Chełmżą  w tle, nie mogła się jej doczekać. Ciekawa byłam jak moje rodzinne miasto wypadnie w książce, pamiętałam, że w Belferze wyglądała fajnie. Jednak książka to nigdy nie film. Zafascynowana zwróciłam się do autora o wywiad i jak wiecie, zgodził się. Kto jeszcze nie miał okazji go przeczytać to zapraszam TUTAJ!
Po przeczytaniu odpowiedzi na moje pytania wiedziałam, że książka przypadnie mi do gustu. Mimo to jednak się obawiałam. Pomyślałam sobie wtedy, że jeśli autor zmienił miejsca i zastąpił je innymi może okazać się dla mnie nie do przeskoczenia. Szczególnie, że inaczej czyta się fikcje literacką a inaczej to jak się czyta o znanym od dzieciństwa miejscu. 
Jednak już po pierwszych 20 stronach powieści wiedziałam, że autor mnie nie zawiedzie a wręcz przeciwnie. Kiedy czyta się o miejscach o których się wie, które kojarzy się i wie dokładnie gdzie one się znajdują czytanie sprawia ogromną przyjemność! 
Wyobraźnia zastartowała i ostatecznie czułam się tak jak bym oglądała tą powieść a nawet była częścią jej akcji - REWELACYJNE UCZUCIE!! 

"Przeszedł obok gotyckiej świątyni, minął zaparkowane samochody i przeciął prostopadłą jezdnię. Kiedy znalazł się we wnętrzu chełmżyńskiego komisariatu, pokonał kilka stopni i przywitał się z oficerem dyżurnym." 


Jak wiadomo, nie tylko prowadzę bloga, ale i zawodowo pracuje pod marką Mama Marketing, więc nie zawsze mam czas na czytanie książek - choć bardzo to lubię. By mieć choć chwilę na to by sięgnąć po powieść muszę w ciągu dnia znaleźć na to chwilę. 
W przypadku "SKAZY" wstawałam o 6 rano by jeszcze przed pobudką mojego męża i dzieci, choć chwilę poczytać - przyznaje się akcja była tak ciekawa, że nie mogłam dłużej spać i budziłam się "na książkę" :)
Autor świetnie połączył wydarzenia z teraźniejszości i te z przed 10 lat. Głównym bohaterem jest komisarz Gross, który po napadzie na żonę, która od 10 lat leży w śpiączce przeniósł się z Torunia do komisariatu w Chełmży. Gross wracając do domu po swojej służbie znajduje wraz z małą dziewczynką ciało nastolatka pod lodem i ciało bezdomnego w wódce przycumowanej nieopodal Stróżala. Znalezienie tego samego dnia dwóch ciał na jeziorze w spekulacji policjanta nie może być przypadkowe, mimo, ze wszystko na to wskazuje. 
Jego "psi" nos kieruje go tropem zaginionych przed laty małżeństwa Tarasiewiczów i ich wieloletniej przyjaciółki Jaworskiej. Glina czuje, że te dwa zaginięcia z przed lat, jak i obecne wydarzenia łączy jakaś tajemnica. Idąc "po nitce do kłębka" po kolei dociera do kolejnych puzzli układanki.
W trakcie śledztwa przemierza całą moja rodzinną Chełmżę (a ja razem z nim:) ). Co ciekawe jedno z miejsc wydarzeń zarówno 10 lat temu jak i teraz dzieje się nieopodal mojego domu - na przeciwko STADIONU LEGII jak i na osiedlu Frelicha - Moniuszki. 
A sam komisarz mieszka w bloku na Kościuszki a posterunkowa Skałka na Maja (czyli u mnie :) ). Podczas poszukiwań bezdomnego Heńka w czerwonym płaszczu wraz z patrolem przeszukują Chełmżyński Dworzec Kolejowy.



"Aspirant wskazał na oddalony o sto metrów niski domek. Po drodze minęli parterową myjnię samochodową wielkości dwóch garaży. Kiedy podeszli bliżej celu uwagę Grossa zwróciła nazwa miasta wymalowana czarnymi drukowanymi literami na białym prostokącie ściany szczytowej." 


Podczas wywiadu Robert Małecki wspomniał o tym, ze z wiadomych przyczyn zmienił kilka lokalizacji, jednak ja podczas czytania powieści nie zauważyłam większych zmian. Skupiona czytaniem, wędrowałam krok w krok za bohaterami jako naoczny świadek każdych wydarzeń. Prawdę mówiąc świetne doświadczenie! Za co autorowi dziękuję. Wraz z komisarzem Grossem szukałam prawdy i udało mi się ją znaleźć, ale była dla mnie dużym zaskoczeniem. Podejrzenia padały na różnych bohaterów, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. 
GRATULUJE !! Nabrał mnie Pan, Panie ROBERCIE!

Jeśli miałabym ocenić książkę to daje jej 
10/10

I zachęcam do przeczytania powieści nie tylko mieszkańców pod toruńskiej CHEŁMŻY, ale i każdego fana gatunku. Opinia Pana WOJCIECHA CHMIELARZA dokładnie to potwierdza.
I szczerze już nie mogę doczekać się kolejnej książki która ukaże się w 2019 z dalszymi przygodami Bernarda Grossa. Z przyjemnością po raz kolejny wyruszę z nim śladami CHEŁMŻY w poszukiwaniu zaginionych nastolatków w Zalesiu. 


foto: Piotr Jasiński Photography

POZDRAWIAM!










31 urodziny KSIAŻKOWEJ MAMY - lista prezentów :)



25 sierpnia 1987 roku przyszłam na świat, podobno gdzieś około 14 godziny. Nie wiem jakie plany mieli dla mnie moi rodzice. Ale wiem jakie plany mam dziś ja. I choć urodziny obchodzę po raz 31 to dopiero w tym roku dokładnie wiem, że są rzeczy które jeśli otrzymałabym w prezencie była bym bardzo zadowolona. Oto moja mała lista marzeń urodzinowych:


1. Blanka LIPIŃSKA "356 dni"




2. Remigiusz MRÓZ "Kontratyp"


3. Katarzyna MICHALAK "Ścigany"


A Wy gdybyście mieli urodziny to jakie prezenty byście chcieli dostać? 





POZDRAWIAM











HEJTERZY to nie postacie wirtualne - oni istnieją na prawdę!



Co to jest HEJT?
Według internetowego słownika www.miejski.pl słowo HEJT to:

Negatywna opinia na tematy związane z wyglądem osoby, zachowaniem danej osoby lub grupy, jej pracą i twórczością, wydarzeniami. Za genezę hejtu uznaje się fora dyskusyjne lub obszary do komentowania w Internecie, a swoją polską nazwę zawdzięcza od angielskiego słowa 'hate', czyli nienawidzić, nienawiść. Choć w Internecie hejt jest najczęściej spotykany, to można go również zaobserwować w świecie rzeczywistym. Hejt może być anonimowy (najczęściej), a także jawny. Hejt jest zjawiskiem negatywnym i niepożądanym, szczególnie dla osób, w których stronę kierowane są takie opinie. Hejt tworzony jest przez Hejterów. Czasami hejtowane osoby mogą doznać nieprzyjemnych uczuć, depresji, obrazy, złości itd. co z kolei może odbić się źle na ich psychice i twórczości, natomiast hejtująca osoba zwykle nie osiąga żadnych korzyści z hejtu, choć może zyskać świadomość, że komuś dokuczyła swoim zachowaniem lub poczuje się lepiej ze względu na zauważenie jakiejś niedokładności, niedoskonałości itp. Hejt może także być traktowany jako wyznacznik popularności, gdyż w dużym gronie osób obserwujących lub komentujących zawsze zdarzy się osoba o silnie negatywnym nastawieniu.

I ja się z tym zgadzam w 100 %, jednak w 90 % przypadków większość definiuje hejtera jako kogoś kto hejtuje w Internecie. Niestety mamy czasy takie a nie inne i nasza rzeczywistość przeniosła się do Internetu. Jednak to duży błąd. Uważam, że hejterzy istnieją wśród nas od zawsze i pozostaną na zawsze. Jeszcze przed powstaniem sieci Internet w naszych życiach pojawiał się ktoś komu sprawiało przyjemność wytykanie naszych wad, niedoskonałości czy braków np. materialnych.

W słowniku między innymi Wikipedii słowo HEJT jest określony jako słowo pochodne od słowa z Języka Angielskiego - "hate" czyli nienawiść. Ja jednak nie do końca z takim określeniem się zgodzę. Dlaczego? Bo jestem osobą nad wyraz tolerancyjną i wyrozumiałą, a może naiwną. Wierzę w to, że ludzie nie są źli, oni po prostu nie są szczęśliwi i hejtowanie nie ma tu nic wspólnego z nienawiścią a raczej słabością.

Skąd w ogóle taki wpis na moim blogu?

Dzięki współpracy z Wydawnictwem "Otwarte" otrzymałam do recenzji najnowszą powieść Emily Giffin "Wszystko, czego pragnęliśmy". Mój blog jest o książkach, ale nie ma na nim zwykłych recenzji a zawsze moje własne, osobiste przemyślenia. I po przeczytaniu powieści uświadomiłam sobie, że hejt dotknął mnie w latach "młodości" i obecny jest również teraz w życiu moich dzieci. I co najgorsze w tym jest to, że najwięcej jest go nie w Internecie tak jak myślimy a w szkołach. Dodatkowo niestety o ile jego występowanie w Internecie jest nagłośnione i są organizowane różnego rodzaju akcje, by temu przeciwdziałać. To o hejcie w śród uczniów w szkole na co dzień nie mówi się wcale. Co mnie osobiście przeraża.

Za chwilę skończę 31 lat, niestety taka moja uroda, że od urodzenia choruję na "zeza". Dziś rozumiem, że to choroba i taki mój urok. Niestety kiedy miałam 7, 10 czy 16 lat ta choroba była dla mnie "karą". Już w pierwszych dniach szkoły moja wada została zauważona i wykorzystana do wyzywania mnie, drwin i wyśmiewania. Pamiętam też, że nikt w szkole nie zareagował na takie zachowanie wobec mnie a ja po prostu się wstydziłam to gdziekolwiek zgłosić. Żaden nauczyciel nie zareagował dają tym samym przyzwolenie na takie zachowanie.

Obecnie edukacja w dużej mierze zwróciła uwagę na tolerancje osób w jakimś sposób niepełnosprawne. Dużo się o tym mówi. A jednak hejt występuje i pewnie długo jeszcze będzie. Co ciekawe w dużej mierze hejterzy wybierają na ofiary osoby "biedne". Widać w szkole wyraźne granice ekonomiczne. Co również jest bagatelizowane przez środowisko szkolne. A wręcz często w szkołach można zauważyć zjawisko "wyróżnienia" uczniów z powodu zamożności rodziców.

To tylko kilka przykładów hejtu występującego w życiu codziennym w szkole. Wynika z tego, że hejtowanie nie dotyczy tylko Internetu! A raczej do Internetu jest przenoszone z życia codziennego. I jest tylko i wyłącznie kolejną metodą do "dręczenia".

Co straszniejsze w dzisiejszych czasach dzieci w pierwszej klasie podstawówki potrafią "słabszego" tak "zhejtować", że ja jako rodzic jestem przerażona. Kiedyś dzieci wytykały innym, tak jak mi widoczne niedoskonałości jak choroba oczu, czy krzywy nos. Dziś dzieci oceniają innych przez pryzmat tańszego plecaka, niemarkowych ubrań, czy tego, że nie mają telefonu. Dostają narzędzia takie jak telefony komórkowe, które z łatwością służą im do upokorzenia innych nagranym filmem ośmieszającym, czy zdjęciem. Wszystko co trafia do Internetu od razu staje się "popularne" i zwiększa siłę ośmieszenia. Ale nie można zapominać, że to nie bierze się z Internetu a do niego trafia.

O czym pisze Emily Giffin w powieści "Wszystko, czego pragneliśmy".

A no pisze o znęcaniu się bogatszych na biedniejszymi. Pokazuje, że osoba zamożna myśli, że ma prawo ośmieszyć osobę mniej zamożną, czy pochodzącą z innego kraju.  Że dziecko bogatych rodziców ma prawo żartować sobie z biedniejszego i ma prawo myśleć, że nie spotka go za to kara, bo jego rodzić jest znany a on sam jest popularny. Porusza bardzo ważny temat molestowania kobiet i wykorzystywania ich seksualnie.

Mi osobiście książka bardzo się podoba. Lecz nie mi ją oceniać, bo każda powieść jest pisana dla czytelników. Emily w książce poruszyła bardzo ważny temat, zarówno dla nas kobiet jak i każdego człowieka. Jeśli jesteście ciekawi tego na co Emily Giffin zwraca uwagę to ją przeczytajcie. A potem zastanówcie się nad sobą i swoim postępowaniem. Bo każda książka czy to poradnik, czy książka obyczajowa a nawet kryminał wiąże się z jakimś morałem. Dla każdego człowieka będzie miał on inne znaczenie. Dlatego i tym razem zachęcam Was do samodzielnego przeczytania a potem samodzielnej refleksji, a nawet oceny.

Ja po przeczytaniu książki miałam kilka refleksji. Główna, była taka jak zmienić ludzi, by hejt przestał występować. Zastanowiłam się również nad tym co mogło by zostać zmienione w szkołach by zapobiegać hejtowaniu.



Emily Giffin 
"Wszystko, czego pragnęliśmy"
Nina należy do elity i u boku bogatego męża prowadzi wygodne życie, jakiego zawsze pragnęła. Ich syn Finch właśnie dostał się na wymarzone studia w Princeton.
Tom jest samotnym ojcem i pracuje od rana do nocy. Rozpiera go duma, gdy jego córka Lyla dzięki stypendium zaczyna naukę w prywatnym liceum. Dziewczyna usilnie stara się dopasować do obcego jej otoczenia, choć latynoska uroda odziedziczona po matce wcale jej w tym nie pomaga.
Światy Niny i Toma zderzają się gwałtownie, gdy w szkole wybucha skandal obyczajowy z udziałem ich dzieci.
Pośród piętrzących się kłamstw bohaterowie będą musieli przemyśleć relacje z najbliższymi i odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: czego naprawdę pragną?

Więcej o książce możecie przeczytać tu: https://goo.gl/JKdSpr


Pomyślałam sobie, że gdyby w szkole wprowadzić zajęcia z psychologiem i wykorzystać materiały dostępne w np. Internecie o tym jak niekiedy niewielki żart może wyrządzić krzywdę drugiemu człowiekowi to może i pokolenie dorastające umiało by spojrzeć na hejt inaczej. Dodatkowo mam osobiste wrażenie, ze hejt, który z Angielskiego znaczy "nienawisć" w szkołach jest tematem tabu. Główną metodą walki z hejtem jest rozmowa o nim. Udawanie, że problemu nie ma potęguje falę nienawiści.
Po głębszym zastanowieniu dotarło do mnie również, że kolejnym tematem tabu w szkole jest temat wykorzystywania seksualnego kobiet. Widać ogromne braki w edukacji młodzieży na tematy przekraczania granic osobistych człowieka. A tak zwana "godzina wychowacza" nie spełnia swojej roli w żadnym aspekcie od wielu lat.

Jakiś czas temu na moim Instagramie ( https://www.instagram.com/ksiazkomama/) zorganizowałam #konkurs w którym poprosiłam Was o napisanie swoich pomysłów na walkę z hejtem w szkole. Podaliście na prawdę masę ciekawych pomysłów. Najbardziej jednak spodobał mi się ten:

Moim zdaniem w szkołach powinny być prowadzone jakieś zajęcia na temat hejtowania, na temat Interentu itp. Cały świat krąży teraz wokół wirtualności. Młodzi często nie zdają sobie sprawy, że mogą bardzo urazić inne osoby. Sposobem na rozwiązanie tego problemu mogą być szczere rozmowy z rodzicami. Jeśli sytuacja zabranie też za daleko, dziecko często może być przytloczone tym wszystkim, może czuć się nie lubiane. A jak powszechnie wiadomo ludzie najwięcej wypowiadają się przez wiadomości, komentarze. Natomiast w cztery oczy już nie umią powiedzieć tego samego. Jeśli już dana osoba spotka się z taką sytuacją powinna olać hejtera i się nim nie przejmować. Może nie jest to dla wszystkich łatwe, ale warto spróbować.

Autorem jest @polish_book123

Gratulacje!!


POZDRAWIAM!!


"SKAZA" kryminalna powieść z CHEŁMŻĄ w tle - rozmowa z autorem Robertem MAŁECKIM


foto: Piotr Jasiński Photography



Kiedy dotarła do mnie wiadomość, że jeden z moich ulubionych autorów kryminałów Robert Małecki wydaje książkę z moim rodzinnym miastem od razu wiedziałam, że nie mogę tego przegapić. Od razu również wiedziałam, że muszę przeprowadzić z autorem "wywiad", bo przecież taka okazja się nie zdarza. Nie na co dzień zostaje wydana książka której akcja dzieje się w mieście w którym mieszka się od urodzenia, prawda? A na dodatek o ile mieszka się w Warszawie to takie sytuacje są codziennością, to w Chełmży pojawia się po raz pierwszy. No powiedzmy, że mieścina pod Toruniem miała już swój debiut w filmie "Belfer" i pojawiła się też w książce "Potępiony umysł" Sandry Fesser. Ale w powieści Roberta Małeckiego mamy ten swój pierwszy raz. I z tego co wyjawia mi autor podczas naszej rozmowy nie ostatni :)

Zapytałam więc autora powieści "SKAZA", która ma swoja premierę 5 września jak to się stało, że wybrał właśnie Chełmżę. Przeczytajcie, co mi odpowiedział. 

Panie Robercie jest Pan z Toru­nia odda­lonego od Chełmży o około 25 km. Mimo, że mia­sta nie są od sie­bie odda­lone zbyt mocno to Chełmża zawsze jed­nak stoi w cie­niu więk­szego mia­sta. Co zatem spo­wo­do­wało, że miej­scem fabuły naj­now­szej książki wybrał Pan jed­nak małą Chełmżę?

Właściwie to mieszkam pod Toruniem na terenie gminy Zławieś Wielka, ale całe moje życie, mimo iż urodziłem się w Łodzi, było związane z Toruniem. Zmiana miejsca akcji moich powieści wiązała się z inną, nadrzędną zmianą – powołaniem do życia nowego bohatera, komisarza policji Bernarda Grossa. Chciałem żeby pracował w niewielkim mieście, a jednocześnie żal mi było „literacko” opuszczać Toruń. Szukałem więc miejscowości w kujawsko-pomorskim. A potem obejrzałem serial „Belfer” i przypomniałem sobie Chełmżę z czasów, kiedy jeździłem tam na tak zwane dyżury reporterskie. Pracowałem wtedy w toruńskim dzienniku „Nowości” i co tydzień przygotowywałem jedną stronę poświęconą informacjom z Chełmży. Raz nawet mój tekst wraz ze zdjęciem trafił na pierwszą stronę gazety, co było wówczas dla mnie, dziennikarza raczkującego w zawodzie, powodem do dumy. I tak oto, stwierdziłem, że czas na kolejny, tym razem „literacki” powrót do Chełmży, miasta, które bardzo polubiłem. Ale dodam, że niewielka odległość między Chełmżą a Toruniem, a także to, że komisariat policji w Chełmży jest podległy służbowo Komendzie Miejskiej Policji w Toruniu powoduje, że mój bohater często odwiedza Toruń. Są jeszcze inne powody, ale o tym na razie milczę.

Czy może Pan zdra­dzić, które miej­sca w Chełmży pod­czas rese­ar­chu zadzia­łały na Pana wyobraź­nię naj­moc­niej?

Do Chełmży wybrałem się z Michałem Kadlecem, który wkrótce zadebiutuje kryminalnymi opowiadaniami o Toruniu. Była zima, jezioro zamarzło. Zaparkowałem samochód przy ulicy Plażowej, bo od początku wiedziałem, że mój bohater będzie mieszkał w bloku z widokiem na jezioro, a więc przy Kościuszki 40. Przeszliśmy się po drewnianym pomoście w kierunku Starówki i tam zaczęły się dziać dla mnie rzeczy niezwykłe. Od razu pokochałem niektóre miejsca – nie chcę zdradzać, o które chodzi, żeby nie psuć niespodzianki. Część z lokalizacji z pewnych względów musiałem też wymyślić, część jedynie naszkicowałem, gdzieniegdzie zmieniałem układ budynków. Wiernie za to starałem się przedstawić budynek komisariatu, który mogłem odwiedzić dzięki uprzejmości komendanta.




Pana wcze­śniej­sze powie­ści to serie kry­mi­nalne, czy Skaza ma szanse na kon­ty­nu­acje?

Faktycznie, wcześniej napisałem trylogię z dziennikarzem Markiem Benerem, której główną osią fabularną była zagadka zaginięcia żony głównego bohatera. Tym razem stawiam raczej na cykl powieściowy, a więc ten sam bohater, to samo miejsce, ale różne zagadki kryminalne. Jedna w każdym tomie. Druga część cyklu rodzi się właśnie w mojej głowie, jestem już po kolejnym spacerze zapoznawczym i tym razem dzięki Darkowi Łubkowskiemu, człowiekowi oddanemu Chełmży w stu procentach, poznałem nowe, atrakcyjne dla mojego kryminału lokalizacje. Był to znakomicie spędzony czas.


Jak to zaczęło się z tym Pana pisa­niem wia­domo, ale co spra­wiło, że uwie­rzył Pan, że jed­nak to co Pan pisze może podo­bać się czy­tel­ni­kom?

Nie wiem czy w ogóle w to uwierzyłem! Za każdym razem kiedy wydaję powieść, odczuwam podskórny lęk. Pamiętaj, jak niemal dwa lata temu ukazał się mój debiut i jak się wtedy bałem o tę pierwszą opowieść o toruńskim dziennikarzu Marku Benerze. Bałem się o to jak zostanie przyjęta. Później bałem się o to, czy druga część spełni oczekiwania Czytelników. A kiedy zabrałem się za trzecią część, wówczas zacząłem martwić się o to, jak zostanie przyjęty finał trylogii. I kiedy już właściwie mógłbym przestać się bać i pisać kolejne tomy o Benerze, pomyślałem sobie, że to najlepszy czas, żeby „złamać” się pisarsko. Poczułem chęć napisania zupełnie innej powieści kryminalnej z nowym bohaterem i miejscem akcji. No i teraz, tuż przed premierą, która przypada na 5 września, boję się chyba najbardziej.


Jak wia­domo Pana pierw­sza książka w nakła­dzie 5 egzem­pla­rzy ni­gdy nie ujrzy „świa­tła dzien­nego". Czy w innych powie­ściach poja­wiają się jakieś punkty styczne z tej pierw­szej, czy raczej tamta fabuła została ukryta wraz z książką w sza­fie?

Moja pierwsza powieść, którą napisałem, czyli „Splot”, rzeczywiście zalega u mnie w szafie. Boję się wziąć ją do ręki i przeczytać chociażby jedno zdanie. Jednakże była to dla mnie ważna powieść po pierwsze dlatego, że uwierzyłem w swoje możliwości – a raczej w to, że mogę „wysiedzieć książkę”, czyli mówiąc inaczej: poświęcić kilka miesięcy życia na napisanie historii, która ma swój początek, rozwinięcie i koniec. Nic to, że wszystko było miałkie jak mąka. Najważniejsze, że właśnie wtedy pojawił się na kartach powieść mój bohater Marek Bener. Był i przetrwał ze mną siedem lat do właściwego debiutu, czyli do powieści „Najgorsze dopiero nadejdzie”. 





Pana książki z serii z Markiem Benerem osiągnęły dużą popularność wśród czytelników. Czy rozważa Pan jeszcze kolejne powieści, czy na prawdę to już koniec? 

Na razie będę w tej sprawie milczał (śmiech). Marek Bener, po tym co przeszedł powinien jakiś czas odpocząć. Natomiast zdaje się, że Bernard Gross ma pełne ręce roboty…


Foto: Wydawnictwo Czwarta Strona
 
Wszystko więc wskazuje na to, że moja Chełmża na jakiś czas będzie miasteczkiem pełnym kryminalnych zagadek z powieści Pana Małeckiego. Co nie powiem bardzo mnie cieszy. Już niebawem zarówno ja jak i Wy będziecie mieć możliwość przeczytania książki. A nie ukrywam jestem jej bardzo, ale to bardzo ciekawa. A wy?

Serdecznie dziękuję autorowi za poświęcony mi czas i tak obszerne odpowiedzi na moje pytania. Hmmm... jest to mój debiut w wywiadzie i jestem zaskoczona, ze udało się coś z tego stworzyć. Ale i zarówno bardzo dumna. Niebawem pojawi się na moim ksiażkowym blogu recenzja powieści.
W tajemnicy Wam powiem, ze Pan Robert planuje również kolejną wizytę w miasteczku nad Jeziorem Chełmżyńskim. Mam nadzieje, że wtedy to ja rodowita mieszkanka pokarze mu jeszcze mroczniejsze miejsca co Pan Łubkowski. 



POZDRAWIAM I DZIĘKUJĘ!!






instagram